Jak to dawniej było ze zdrową żywnością

Słuchając opowieści kulinarnych naszych babek, ciotek, starszych ludzi, szczególnie tych, którzy żyli i pracowali na wsiach, może się nam wydawać, że większość z nich żyła bardzo skromnie, żeby nie powiedzieć, biednie. Posiłki przygotowywane były z tego co rosło na polu, w przydomowym ogródku, a mięso pochodziło z własnej obórki lub kurnika. Na śniadanie zupa mleczna lub pajda chleba z masłem lub bez i kubek mleka ‘prosto od krowy’, na obiad okraszone ziemniaki, lub kasza – mięso było zazwyczaj tylko w niedzielę, a na kolację znowu ciepłe, prosto od krówki mleko, ser biały, jajecznica – to co w danej chwili było w domu. Mimo to, nie było problemów z brakiem witamin, chorobami z powodu niedożywienia, problemów z żołądkiem czy wątrobą. Ludzie można powiedzieć, umierali nie znając chorób związanych ze swoim pożywieniem. Analizując powyższe, mieszkańcy wsi, rolnicy, jedli tylko i wyłącznie własne produkty, które potem również sami przetwarzali. Zdrowe, smaczne, trwałe – a przecież nie było dostępu do środków chemicznych ochrony roślin, ani nawozów sztucznych. Człowiek nie ingerował w środowisko, ziemia była żyzna, a tam gdzie była taka potrzeba, nawożono ją jedynie obornikiem. Własna mąka, własny chleb, własny nabiał, własne mięso, warzywa i owoce. Nic się nie marnowało, a to co zostało, miastowi kupowali od ręki. Szkoda, że w dzisiejszych czasach jest już coraz mniej takich rolników, którzy mają wszystko swoje, co potrzebne do życia. Nieco przybliżają to gospodarstwa agroturystyczne, które wracają do dawnego rolnictwa, ale i tak sporo kobiet mieszkających na wsiach wozi mleko w kartonach z miasta do domu…